niedziela, 22 grudnia 2013

#17 T. przeprasza

T. wraca z pochlajparty pod blokiem o 3 nad ranem (a wbrew pozorom nie jest dresem). Słychać go już jak wysiada z windy, potem jak grzebie w zamku kluczem do mieszkania, potem jak idzie przez przedpokój, jak zdejmuje kurtkę, jak ściąga i rozrzuca buty, a na końcu staje jak pan i władca w drzwiach od pokoju. A. wściekła, bo ma zajęcia na rano, nawet nie zdąży się odezwać, bo anielski uśmiech pojawia się na twarzy T. i słychać przepraszająco-niewyraźnym tonem:
- Znalazłem piłeczkę kauczukową pod blokiem!

piątek, 13 grudnia 2013

#16 Analityczna riposta

B. jako student pierwszego roku na politechnice ma ulubiony przedmiot wszystkich kotów na EiTI, analizę matematyczną. Darzy ją tak ogromną miłością, że chętnie pisałby kolokwia nawet po trzy razy, gdyby oczywiście mógł. Piątek wieczór, zasypia zmęczony nie na swoim łóżku. A.:
- Nie śpij, bo przyjdzie do ciebie w nocy całka.
- To ją policzę - ripostuje B. z zamkniętymi oczami.

środa, 11 grudnia 2013

#15 Ty chamie?!

B. relacjonuje przy obiedzie jedną ze swoich podróży metrem na warszawską politechnikę.
- Jedziemy rano metrem, ludzie jak zombie, bo wczesna godzina i nikt nic nie ogarnia. Postój na kolejnej stacji, drzwi otwarte, widać, jak biegnie jakaś para, babka z prawej, a facet z lewej. Idealnie równocześnie wpadają do wagonu stukając się mocno ramionami. Facet do kobiety: o, przepraszam, a baba do niego: co się pchasz, chamie?!
Wszyscy kiwają głową ze zrozumieniem. 

wtorek, 3 grudnia 2013

#14 Specyficzna percepcja czasowa

A. wraca z uczelni i idzie do mieszkania. Przed nią stukacze na wysokich obcasach jakaś inna studentka. Z naprzeciwka podchodzi do obydwu przedstawicielka Radia Lublin. Zaczepia dziewczynę idącą z przodu:
- Przepraszam, ma pani chwilkę?
Zaczepiona studentka miota dzikim wzrokiem, kiedy A. ją mija z lewej. Odpowiada zakłopotana:
- No nie, śpieszę się do domu...
- A może minutkę? - dopytuje pani z dziennikarskiej łapanki. 
- Jak minutkę, to chyba mam... - pada odpowiedź.

piątek, 29 listopada 2013

#13 Jak panować nad strachem

Stare czasy, A. jeszcze w klasie maturalnej. Wraca z bratem ze Studium Języków Obcych, patrzy przez okno po stronie pasażera i widzi nieprzeciętnie mało atrakcyjną dziewczynę. Złośliwie:
- Ej młody, zobacz!
B. patrzy. A. do niego: 
- I co przestraszyłeś się? 
B. ze spokojem odpowiada: 
- A co, jak otwierasz lodówkę i widzisz pasztet, to też się boisz?

środa, 20 listopada 2013

#12 Nietypowe zaproszenie

[post przeczytaj po godzinie 22]

A. z bratem B. postanowili wybrać się pewnego ciepłego dnia na rower. Wzięli rowery i psa i pojechali. Owczarek niemiecki Mruczek radośnie biegł za rowerami przez 17 kilometrów, jakie przejechali przez lasy i pola (mazowieckie uroki). W Woli Sufczyńskiej B. postanowił przypiąć Mruczka na smycz do bagażnika, żeby żaden z mieszkańców miejscowości nie miał uwag co do sposobu prowadzenia (się) psa. Jadą. Pod remizą kilku gości w dresach stłoczonych na dwóch mocno zużytych kanapach (czterech na jednej co najmniej) rozpalało właśnie grilla. Przejechała koło nich A., bez komentarza. Przejechał potem B. z Mruczkiem na smyczy. Odjechali 15 metrów od miejsca imprezy i nagle obydwoje słyszą za sobą "pedały!". B. na to:
- W jakiś dziwny sposób mnie zaprosili z psem na tego grilla.

piątek, 8 listopada 2013

#11 Stokrotka to nie hurtownia

A. z T. kiedy robią zakupy i ustawiają się w kolejce do lady z mięsem, zawsze zastanawiają się przez całą długość wężyka, co dzisiaj na obiad (od tego też zaczynają zakupy, bo planów raczej nigdy nie mają). Stokrotka, promocja na szynkę wieprzową. Pani przed nimi gorąco zapragnęła wykupić całe mięso, żeby zamrozić na święta - taka okazja!
- ... i poproszę 5 kilo tej szynki, co macie w promocji - mówi klientka.
- Przepraszam, ale mamy limit w wydawaniu mięsa, może być 2 kilo jednego rodzaju na osobę - odpowiada pani zza lady.
- Wypraszam sobie! To nie PRL, żeby były takie limity! Mam dużą rodzinę i muszę kupić 5 kilo!
- Niestety, kierownik naszego sklepu zabronił takiej praktyki, dlatego też nie mogę wydać pani więcej szynki wieprzowej - pani zza lady cierpliwie tłumaczyła. W czasie tej wymiany zdań kolejka rosła, rosła, rosła...
- Ale jesteście sklepem, a przecież w sklepie się n o r m a l n i e kupuje! Brak szacunku dla klienta, żeby się prosił, żebyście zarobili! 
- Proszę pani, jesteśmy sklepem spożywczym, a nie h u r t o w n i ą - zripostowała sprzedająca. - Nie wydam pani więcej mięsa, mogę dać 2 kilo. To decyzja odgórna, a nie moja.
- To co, mam wołać córkę z samochodu? Jest po poważnym zabiegu dentystycznym! Nie może kupić swoich 2 kilo! - nie odpuszczała klientka. - Proszę zawołać kierownika, ja z nim już porozmawiam!
- Trudne sprawy - zaintonował T. 

[tak dla wyjaśnienia: nigdy nikt nie zaczął klaskać dla A. i T., co najwyżej się z nich pośmiali]

wtorek, 5 listopada 2013

#10 Jak w podstawówce

A. czeka na T. na wydziale biologii i biotechnologii. Jest w trakcie rozwiązywania sudoku, kiedy studentki trzeciego roku któregoś z ww. kierunków (prawdopodobnie biologii) kończą artystycznie przygotowywać plakat na zaliczenie z fauny i flory polskich Tatr. Jedna do drugiej:
- Jak się pisze p ʃ ɛ w ɛ̃ n͇ ʧ̑ ? - pada ważne pytanie.
- Normalnie. P r z e ł e n c z. 
- Jesteś pewna? - upewnia się pisząca. - Bo czuję się jak w podstawówce. 

poniedziałek, 4 listopada 2013

#9 Że niby językoznawca

Ojciec ledwo żywy po całej przespanej nocy wchodzi w szlafroku do kuchni. Zatrzymuje się na środku i patrzy się na A i na matkę. Matka wojowniczo:
- Gotowałeś wczoraj? I nie posprzątałeś? Schowaj przyprawę!!! - bo tylko przyprawa po gotowaniu leżała na blacie. 
Ojciec A. tym samym nieprzytomnym krokiem podchodzi do blatu, wyciąga anemicznie rękę, zgarnia przyprawę, powoli przysuwa ją sobie do oczu.
- Przyprawa do kurczaka. Na p. Czyli pomiędzy przyprawę do bigosu, a przyprawę do mięsa mielonego...
A. zabiera swoją kawę i wychodzi z kuchni. Wie, że aluzje do chowania przedmiotów do szafek w kolejności alfabetycznej są skierowane do niej. Że niby językoznawstwo studiuje, a alfabetu nie zna. 

wtorek, 22 października 2013

#8 Definicja punktualności (według pani z dziekanatu)

Dziekanat, 3 osoby czekają pod drzwiami na odbiór skierowania na praktykę. Godzina 9.57, dziekanat czynny od 10.00. Jedna z czekających puka do drzwi, wchodzi i pyta:
- Dzień dobry, chciałabym ode...
- Dziekanat czynny od 10.00. Proszę wyjść i poczekać.
Minęły trzy minuty, studentka puka do drzwi, wchodzi i pyta:
- Dzień dobry, chciałabym ode...
- Widzisz, Iwonko - mówi jedna pani z dziekanatu do drugiej. - Tak się uczy studentów punktualności.

niedziela, 6 października 2013

#7 Mięsem obrzuceni

A. z T. wracała ze sklepu zoologicznego. T. w improwizowanym transporterku niósł świnkę morską, na którą po długich debatach się ostatecznie zdecydowali. Wieczór. Wysiadają z autobusu na Zana, a następnie skręcają w Wileńską. Pewien dziwny pan idący za nimi nagle przyspieszył kroku, jakoby poznając T. dzierżącego świniaka w plastikowym akwarium pod pachą. 
- Oddawaj pieniądze, pierdolony złodzieju!!! - zaapelował do nich pan (w rzeczywistości brzmiało to mniej wyraźnie, za to zdecydowanie głośniej, niż nawet trzy wykrzykniki).
A. popatrzyła na T., obydwoje doszli do wniosku, że musiała być to pomyłka, zwłaszcza, że pan był niezwykle intensywnie zionący alkoholem.
- Oddawaj pieniądze, kurwa! Tyle lat pracuję na tych jebanych nierobów!!! - pan nie odpuszczał.
A. zrezygnowana, ponieważ roszczenia przyjęły charakter bardziej intensywny, a dystans się zmniejszył, mimo ich szybkiego tempa:
- Daj mi świnię, a jak będzie się bardzo czepiał i skoczy z pięściami, to mu przyłóż. 
Skończyło się na obustronnych pogróżkach, ku szczęściu świnki morskiej.

poniedziałek, 30 września 2013

#6 Pan podrywacz

A. mieszka od tego roku w bloku pół-akademikowym, który jest bardzo popularny wśród gości zagranicznych. Z sąsiadem Afropolakiem nawiązała już przyjazną znajomość i mile sobie kiwają głową na dzień dobry i do widzenia (facet A. wszedł w bliższe relacje i pochwalił samochód sąsiada), natomiast z "kolegami" z dołu A. nie miała do dzisiaj okazji porozmawiać.
Wchodzi pod górkę (tak, w Lbn aż się od nich roi), wlekąc się z powodu obciążenia podręcznikami, kartkówkami i sprawdzianami. Przeklina w duchu 5 godzin spędzonych w szkole i kolejne klasówki, jakie na jutro układa. Zła, zmęczona, głodna i chora wlecze się pod górkę, widząc jednego z "chłopaków z dołu", pochodzenia zdecydowanie wschodniego.
- You're fantastic! - rzecze sąsiad.
- E? - na twarzy ma wypisane A.
- You are fantastic! - powtórzył.
A. ma tyle już tych komplementów, że tylko kiwnęła głową i powlokła się z książkami pod górkę. No zdecydowanie nie wychowana... 

sobota, 28 września 2013

#5 Inwentaryzacja

Ojciec A. prawie wbiega do jej pokoju wyprowadzony z równowagi. A. tym niecodziennym zjawiskiem prawie wcale nie zaszokowana, ledwo co podnosi głowę znad książki, żeby spojrzeć na swojego rodziciela.
- Co? - pyta córcia.
- Coś ty zrobiła?! - bulwersuje się ojciec.
- Ale co? Kiedy? O co pytasz? - miliony niewypowiedzianych grzeszków przesuwają się jej przed oczami i A szuka w pamięci tego, do czego ewentualnie mogłaby się przyznać. 
- Ty dzisiaj robiłaś obiad, tak?!
- Tak.
- I ty położyłaś pieprz czarny mielony p r z e d paprykę słodką - cedzi tata. 

No tak. Alfabetyzacja i katalogowanie wszystkich przedmiotów w domu A. trwa*. Jeszcze trochę i rzeczywistość zaczną opisywać słowami, jak w Stu latach samotności, żeby przypadkiem nie zapomnieć, do czego służy mleko.


* Trwa od co najmniej 21 lat: a zaczęło się od pierwszego dziecka na A, drugiego na B, a ostatniego na Z...

poniedziałek, 23 września 2013

# 4. (przyszły)Dyktator z pociągu.

Sytuacja w pociągu, kiedy A. wraca na weekend ze studiów do domu, bynajmniej nie po słoiki. Chłopak siedzący naprzeciwko pod oknem:
- A co tam pani czyta? 
- Kobiety dyktatorów Diane Ducret.
- Dobre to?
- Mnie interesuje. 
Urwał się dialog, A. pogrążona w lekturze książki, pociąg miarowo sunie w kierunku Warszawy. Nagle dziwna sugestia pada z ust współpasażera: 
- Ja też mogę być dyktatorem. 

niedziela, 22 września 2013

# 3. Takie tam, nieporozumienie.

A. z bratem w bibliotece. Składa naręcze książek na biurko bibliotekarki, podaje nazwisko, pani się mile uśmiecha i szuka karty. Brat w dresowej bluzie świeżo ostrzyżony na jeża podaje Lema Dzienniki gwiazdowe. Pani Bibliotekarka tak patrzy, patrzy i nie kojarzy...
- A pan to był w bibliotece w tym roku?! - Brat zapłonął na czerwono z upokorzenia, bo przecież tydzień temu wypożyczał. Ale miał jeszcze włosy. 
- A cóż to za pytanie?! - Pani zapłonęła na czerwono. Chyba sobie przypomniała.

sobota, 21 września 2013

# 2. Sprechen Sie Deutsch?

Świnoujście. Siedzą przy wejściu na plażę we trzy: M., K. i A. A., jako, że ma głupie szczęście do przyciągania nieodpowiednich ludzi w nieodpowiednim momencie, stara się patrzeć wszędzie tylko nie na przechodzących wczasowiczów. Przyglądając się krzakom po drugiej stronie deptaka niechcący nawiązała kontakt wzrokowy z panem, który jakby z tych krzaków wychynął już w stanie wskazującym... 
- Polki, oder Deutsch? - pyta zaintrygowany.
Milczenie na ławce.
- E... Deutsch - M. stara się ratować święty spokój, licząc na to, że pan nie okaże się poliglotą.
Jednak się okazał. 

wtorek, 17 września 2013

# 1. A co z gumą?

Sytuacja taka. Na lekcji w podstawówce, język angielski.
- I moi drodzy, za tydzień, od razu zapowiadam, będzie sprawdzian z tego, czego nauczyliśmy się od początku września do tej pory - mówi nauczycielka.
Ręka wystrzela w powietrze i jednocześnie grzmi oburzony głos.
- A proszę pani, a można żuć gumę? Bo pani od przyrody nam p o z w a l a.
Nie można, bo się nią zadławisz, jak zobaczysz ten sprawdzian.... - myśli A., pilna praktykantka, która klasówkę przygotuje.
- Eee... jak ma ci to pomóc lepiej myśleć, to można... - odpowiada nauczyciel.