piątek, 29 listopada 2013

#13 Jak panować nad strachem

Stare czasy, A. jeszcze w klasie maturalnej. Wraca z bratem ze Studium Języków Obcych, patrzy przez okno po stronie pasażera i widzi nieprzeciętnie mało atrakcyjną dziewczynę. Złośliwie:
- Ej młody, zobacz!
B. patrzy. A. do niego: 
- I co przestraszyłeś się? 
B. ze spokojem odpowiada: 
- A co, jak otwierasz lodówkę i widzisz pasztet, to też się boisz?

środa, 20 listopada 2013

#12 Nietypowe zaproszenie

[post przeczytaj po godzinie 22]

A. z bratem B. postanowili wybrać się pewnego ciepłego dnia na rower. Wzięli rowery i psa i pojechali. Owczarek niemiecki Mruczek radośnie biegł za rowerami przez 17 kilometrów, jakie przejechali przez lasy i pola (mazowieckie uroki). W Woli Sufczyńskiej B. postanowił przypiąć Mruczka na smycz do bagażnika, żeby żaden z mieszkańców miejscowości nie miał uwag co do sposobu prowadzenia (się) psa. Jadą. Pod remizą kilku gości w dresach stłoczonych na dwóch mocno zużytych kanapach (czterech na jednej co najmniej) rozpalało właśnie grilla. Przejechała koło nich A., bez komentarza. Przejechał potem B. z Mruczkiem na smyczy. Odjechali 15 metrów od miejsca imprezy i nagle obydwoje słyszą za sobą "pedały!". B. na to:
- W jakiś dziwny sposób mnie zaprosili z psem na tego grilla.

piątek, 8 listopada 2013

#11 Stokrotka to nie hurtownia

A. z T. kiedy robią zakupy i ustawiają się w kolejce do lady z mięsem, zawsze zastanawiają się przez całą długość wężyka, co dzisiaj na obiad (od tego też zaczynają zakupy, bo planów raczej nigdy nie mają). Stokrotka, promocja na szynkę wieprzową. Pani przed nimi gorąco zapragnęła wykupić całe mięso, żeby zamrozić na święta - taka okazja!
- ... i poproszę 5 kilo tej szynki, co macie w promocji - mówi klientka.
- Przepraszam, ale mamy limit w wydawaniu mięsa, może być 2 kilo jednego rodzaju na osobę - odpowiada pani zza lady.
- Wypraszam sobie! To nie PRL, żeby były takie limity! Mam dużą rodzinę i muszę kupić 5 kilo!
- Niestety, kierownik naszego sklepu zabronił takiej praktyki, dlatego też nie mogę wydać pani więcej szynki wieprzowej - pani zza lady cierpliwie tłumaczyła. W czasie tej wymiany zdań kolejka rosła, rosła, rosła...
- Ale jesteście sklepem, a przecież w sklepie się n o r m a l n i e kupuje! Brak szacunku dla klienta, żeby się prosił, żebyście zarobili! 
- Proszę pani, jesteśmy sklepem spożywczym, a nie h u r t o w n i ą - zripostowała sprzedająca. - Nie wydam pani więcej mięsa, mogę dać 2 kilo. To decyzja odgórna, a nie moja.
- To co, mam wołać córkę z samochodu? Jest po poważnym zabiegu dentystycznym! Nie może kupić swoich 2 kilo! - nie odpuszczała klientka. - Proszę zawołać kierownika, ja z nim już porozmawiam!
- Trudne sprawy - zaintonował T. 

[tak dla wyjaśnienia: nigdy nikt nie zaczął klaskać dla A. i T., co najwyżej się z nich pośmiali]

wtorek, 5 listopada 2013

#10 Jak w podstawówce

A. czeka na T. na wydziale biologii i biotechnologii. Jest w trakcie rozwiązywania sudoku, kiedy studentki trzeciego roku któregoś z ww. kierunków (prawdopodobnie biologii) kończą artystycznie przygotowywać plakat na zaliczenie z fauny i flory polskich Tatr. Jedna do drugiej:
- Jak się pisze p ʃ ɛ w ɛ̃ n͇ ʧ̑ ? - pada ważne pytanie.
- Normalnie. P r z e ł e n c z. 
- Jesteś pewna? - upewnia się pisząca. - Bo czuję się jak w podstawówce. 

poniedziałek, 4 listopada 2013

#9 Że niby językoznawca

Ojciec ledwo żywy po całej przespanej nocy wchodzi w szlafroku do kuchni. Zatrzymuje się na środku i patrzy się na A i na matkę. Matka wojowniczo:
- Gotowałeś wczoraj? I nie posprzątałeś? Schowaj przyprawę!!! - bo tylko przyprawa po gotowaniu leżała na blacie. 
Ojciec A. tym samym nieprzytomnym krokiem podchodzi do blatu, wyciąga anemicznie rękę, zgarnia przyprawę, powoli przysuwa ją sobie do oczu.
- Przyprawa do kurczaka. Na p. Czyli pomiędzy przyprawę do bigosu, a przyprawę do mięsa mielonego...
A. zabiera swoją kawę i wychodzi z kuchni. Wie, że aluzje do chowania przedmiotów do szafek w kolejności alfabetycznej są skierowane do niej. Że niby językoznawstwo studiuje, a alfabetu nie zna.